Pół roku po założeniu
Hogwartu
Godryk
ścisnął mocniej w dłoni gęsie pióro. Miał nadzieję, że wielka plama tuszu nie
kapnie mu na pergamin. Schludnym, średniowiecznym pismem zapisał w rogu „G. G,
R. R, H. H, S. S”, po czym niżej kilka literek. Potem trzy wyrazy po łacinie, a
na samym końcu narysował znaczek. Dla patrzącego z boku byłyby to zwykłe
greźmoły, jednak Gryffindor widział w nich sens. Podał zapiski siedzącej obok
Rowenie. W ciemnym pomieszczeniu, gdzie światło dawało tylko mdłe światło
świecy, niewiele widziano, ale błysk diamentów w tiarze kobiety był wyraźny.
Delikatnie, opuszkami palców, wodziła po kartce, szeptem odczytując kolejne
słowa. Wzięła pióro, wsadziła do kałamarza i napisała drobnymi literkami
„Maledaeteris”. Mężczyzna przełknął głośno ślinę i podał Ravenclaw swoją
różdżkę. Stuknęła dwa razy w kartkę, a litery zaczęły się układać tworząc
kolejne, nowe wyrazy. Inne słowa wskakiwały na pergamin, gdy Rowena je
dopowiadała.
-
Powinni się dowiedzieć… To ich także dotyczy – szepnęła, zdejmując tiarę i
podnosząc poły swojej sukni. Strzepnęła kurz z ramion i wyszła, zostawiając Godryka
sam na sam z przepowiednią, którą sam ukształtował, postępując tak lekkomyślnie
i złamując wieczystą przysięgę – nie zabiła go, ale mogła zrobić coś gorszego.
I zrobiła.
Zmieniła przyszłość.
-
Bądźmy szczerzy, Salazarze – powiedziała wyniośle Helga, starając się brzmieć
pewnie i poważnie. – Co myślałeś, wpuszczając te przeklęte węże do szkoły?
Slytherin
powoli przeżuł kawałek cielęciny i odparł tonem, jakby właśnie oznajmiał, że
jest wtorek:
- Że
będzie zabawnie.
-
Uśmiałam się po pachy! – jęknęła. – Szczególnie, gdy jeden z nich wrzuciłeś mi
za kołnierz.
Parsknął
śmiechem.
- To
wcale nie było zabawne!
Teraz
roześmiał się na dobre.
-
Zachowujesz się jak… jak… - pewnie, gdyby Helga miała w zwyczaju być niemiła,
użyła by tu bardzo brzydkiego słowa – ale jak na dobrze wychowaną, borsuczą
Hufflepuff zwyczajnie wypaliła to, co pierwsze przyszło jej na myśl – jak
dziecko! Jak rozkapryszone dziecko!
-
Przynajmniej nie jestem zdrajcą krwi, jak twoi… rodzice.
Wstała
i szybkim krokiem wyszła z Wielkiej Sali. Drzwi huknęły za nią szybciej, niż
się spodziewała. Pobiegła korytarzem do swojej komnaty. Wpadła przy tym na
grupkę pierwszorocznych, ale nie miała siły pomóc wstać małemu chłopczykowi,
który upadł przy zderzeniu z nią.
Salazar
był okrutny. Nigdy nie lubił Helgi, a ona sama czuła się okropnie z jego
docinkami. Wszyscy widzieli, jak lubił wyładowywać na niej swoje negatywne
emocje. Nie znał granic ani nie miał skrupułów. Nienawidziła go z całego serca
i nie wiedziała, co Godryk widział w nim dobrego.
Podeszła
do lustra. Miodowa suknia była nieco sfatygowana po konfrontacji z dzieckiem.
Jasne włosy opadały jej kaskadą na ramiona, układając się w fale. W okolicach
jej modrych oczu czaiły się zmarszczki od uśmiechu. Miła, pucołowata twarz obsypana
była piegami. Nie lubiła swojego wyglądu i w gruncie rzeczy skrycie zazdrościła
Rowenie jej atłasowych, kruczoczarnych włosów i oczu jak duże diamenty. Odrzuciła
ze złością lustro, które rozbiło się na kawałki. Smutek zamienił się w złość.
Idiota! Baran! Kretyn!
Westchnęła
i usiadła na łóżku.
-
Chciałabym znać miejsce, w którym mogłabym ukryć jego zwłoki – powiedziała
cicho i natychmiast zawstydziła się tej myśli. Podniosła głowę. Patrzyła w głąb
ciemnego, pustego pomieszczenia. W samym środku jej komnaty.
Dwa dni po śmierci
Roweny
Helga
podniosła poduszkę Ravenclaw. Komnata nadal była przesiąknięta nią – i to
bolało Hufflepuff bardziej, niż myślała, że będzie boleć. Wyciągnęła nową,
oprawioną w skórę księgę. Na okładce, złotymi literami, wypisane było imię i
nazwisko jednej z założycielek Hogwartu. Tuż za okładką wsadzona była stara,
pożółkła karta pergaminu. W rogu wypisano inicjały wszystkich założycieli. Pod
spodem wyrysowano dziwny znak z podpisem „Maledaeteris”. Nie wiedziała, co to
znaczy. Nie znała tego słowa po łacinie, a jako zaklęcie też nie miało żadnego
sensu. Pokręciła głową. Zastanawiać się będzie później.
Na
samym środku kartki wypisane były słowa, zapewne przepowiedni. Helga teraz
skupiła się mocniej.
Kiedy Hogwart na wieży swej stanie,
w ogniu świat czarodziejów się mianie;
Orzeł umiera i wstaje
Borsuk do wykonania ma zadanie
Wąż od zdrajcy knowanie
Lew klątwę swą ciąży
I śmierci czarnej nasiona chorąży
Było
tam jeszcze jedno zdanie, ale bardzo zamazane, na którym wykwitła wielka,
czarna plama atramentu. Westchnęła i spojrzała w okno. Nad Hogwartem zataczał
koła orzeł. Uśmiechnęła się.
Godryk
umarł. Rowena umarła.
Została
ona i Salazar.
Wyciągnęła
kartę, zwinęła i schowała za pazuchę płaszcza. Ścisnęła w dłoni różdżkę, a w
drugiej dzierżyła czarkę.
- Czas
ruszać – szepnęła i teleportowała się do Hogsmeade, zanim zorientowała się, co
robi. Jednak gdy znalazła się we wiosce, zrozumiała, że zaklęcia już nie
działają. Obejrzała się za siebie.
Jedna z
wież Hogwartu runęła.
Cztery lata po
założeniu Hogwartu
Slytherin
patrzył krzywo na mugolaczkę, która bardzo chciała, żeby ją uczył. Była to
szesnastoletnia blondynka o zielonych oczach. Uśmiechała się przymilnie.
Nienawidził
mugoli.
Nienawidził
ich dzieci.
A
najbardziej nienawidził szlam.
- Nie
ma mowy – powiedział ostro. – Mugolaków nie przyjmuję.
-
Salazarze! – skarciła go Rowena.
- Nie
przyjmuję – powtórzył. – Niech Helga sobie bierze kogo chce, zdrajców krwi,
szlamy. Ale ja nie chcę widzieć mugoli w Hogwarcie!
Dziewczyna
spuściła głowę i powiedziała coś językiem wężów, tak cicho, że jedynie
Slytherin to usłyszał.
„Zobaczymy,
kto będzie górą”
Nie
zmienił wyrazu twarzy.
Hufflepuff
się zdenerwowała. Wyciągnęła różdżkę, nakierowała ją na Salazara i powiedziała
radosnym głosem:
-
Rantorum[1]
Na
stole pojawiły się żaby i wskoczyły na Slytherina.
-
PRZESTAŃ! – wrzasnął Godryk, chociaż ukrywał śmiech. Ravenclaw za to śmiała się
w głos. Uczniowie przy śniadaniu także chichotali.
- To za
te węże! – krzyknęła i wyszła z sali. Rowena szybko cofnęła zaklęcie, ale
rzekła za to, że jak najbardziej mu się należało. Salazar był czerwony na
twarzy i drżał z wściekłości. Wybiegł za Helgą. Znalazł ją w jednym z
korytarzy.
-
Jesteś najgorszą… najpodlejszą…
- Ty
także. – uśmiechnęła się. Westchnął.
-
Dobrze. Czy możemy zakopać topór wojenny? Robimy z siebie pośmiewisko przed
dziećmi.
Helga
przygryzła wargę i zastanowiła się chwilę. Wyciągnęła rękę na zgodę, a on ją
uścisnął. Nadal się nie lubili, ale teraz była choć mała nadzieja na to, że
będą… Że ich relacje będą po prostu zwyczajne.
Jak
bardzo się myliła!
Dwa dni po śmierci
Roweny
Helga
nie dowierzała własnym oczom.
Przed
chwilą jedna z wież Hogwartu runęła – to nie ulega wątpliwości. Musiała się
chwilkę zastanowić, zanim skojarzyła to z pierwszym wersem przepowiedni. Miała
tylko nadzieję, że nikogo wtedy nie było na wieży, a jeżeli był, to nic mu się
nie stało. Założyła kaptur na głowę i ruszyła przed siebie.
Wąż
ukryty między obluzowanymi cegłami karmczy stale ją obserwował.
[1]
RANarum – żaby (łac.)
StulTORUM – idiotów (łac.)
Od autorki: Średnio mi się podoba, krótkie i długo czekaliście, ale wena się mnie nie trzyma... Niestety ;c